PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=519271}
6,4 571
ocen
6,4 10 1 571
6,7 3
oceny krytyków
Jak dobrze napchać wora
powrót do forum filmu Jak dobrze napchać wora

Mimo że facet mógł poprawić ukończony film tak by wyeliminować z niego przynajmniej te najbardziej rzucające się w oczy kłamstwa, które w nim popełnił ośmieszając się i powodując, że po prostu nie można go potraktować jako osoby poważnej ani kompetentnej, to i tak je zostawił. Chyba jednak ta dieta nie za dobrze wpłynęła na jego sprawność intelektualną...

Potroił ilość spacerów (!), ograniczył ilość spożywanych kalorii (wcześniej twierdził, że spożywał 2500, a potem często niecałe 2000), ale na końcu nie wspomina o tym słowem. No tak. Bo to przecież ta cudowna dieta z McDonalda sprawiła, że schudł. Przednie.

Najpierw tłucze jak to bujdą jest to, że panuje epidemia otyłości, bo niby otyłych ludzi wcale nie ma w USA zbyt wielu, potem stwierdza, że to przez to, że rząd kazał jeść Amerykanom węglowodany, to teraz są masowo otyli...

Najpierw poucza, by nie oceniać zbyt srogo, gdy widzi się jakąś otyłą osobę, by nie myśleć, że to jej wina i że to kwestia braku dyscypliny, bo to wcale nie jest kwestia braku dyscypliny (DOKŁADNIE TO PODKREŚLA). Na końcu bezceremonialnie stwierdza na odwrót, a mianowicie, że otyli są sobie sami winni, bo za dużo jedzą i się nie ruszają.

itd., itd...

Ach, no i perełka w postaci wrzucenia do jednego worka węglowodanów prostych i złożonych i jeszcze wmawianie ludziom, że zalecane do spożycia zboża w piramidzie żywieniowej to przetworzone płatki oblane lukrem...
Przy czym gościu oczywiście właśnie to jadł będąc szczupłym czy wręcz chudym dzieckiem, co rzecz jasna przeczy jego teorii, że jedząc węglowodany (już pomijam, że nie jadł normalnych płatków czy kaszy tylko przetworzone świństwo w cukrowej polewie...) na pewno się utyje.

Gdzieś tak do połowy film robi całkiem niezłe wrażenie i człowiek jest skłonny potraktować go poważnie, ale im dalej tym gorzej.

O, i na maksa podobało mi się, jak pan doktor stwierdza, że żadne ssaki nie jedzą zbóż. Tylko ptaki jedzą zboża. Bo oczywiście np. takie myszy i szczury to nie są ssaki (nie mówiąc już np. o świniach...). Chwilę wcześniej jednocześnie porównuje człowieka do szczura twierdząc, że skoro szczurowi coś szkodzi, to przecież (NO, PRZECIEŻ!) jest oczywistym, że człowiekowi także musi.
NO, JASNE! No bo przecież nie ma substancji, które są nieszkodliwe dla człowieka, a zabijają szczury (o ile się orientuję należy do nich np. aspiryna jak i np. aspartam, z którym nasz dzielny bohater owego zacnego dokumentu pije coca-colę, jako że wybiera 'light'). Psy i koty zabija kakao. Czy to znaczy, że człowieka też? Czy to dowód na szkodliwość kakao?? Wszyscy jesteśmy przecież ssakami! Czyli według pana doktora TAK! :P Logika osób wypowiadających się w tym filmie normalnie powala :P

użytkownik usunięty
Eleonora

Czytając twojego posta najpierw odniosłem wrażenie że nieuważnie oglądałaś film, ale zorientowałem się że ja widziałem tylko oryginał po angielsku i nie wiem na ile rzetelne było polskie tłumaczenie, więc wtrącę swoje parę groszy.

Na początku mówi o tym, że celowo tworzy ujemny bilans energetyczny. Wyraźnie mówi że 2500 kcal to jego ZAPOTRZEBOWANIE i celowo będzie jeść do 2000 kcal dziennie oraz zwiększy swoją aktywność (więcej spacerów).
W żadnym razie nie twierdzi że można wpier***ć do oporu fastfood i chudnąć. :-)
Na końcu filmu dodaje, że ta dieta oparta na fastfoodach (pomimo że pozwoliła mu schudnąć) nie jest dobra, bo zawiera za mało (głownie) warzyw i owoców, a przez to błonnika, witamin, minerałów itp.

Wytykał to, że jednocześnie w TV pokazuje się ludzi SKRAJNIE otyłych, w stopniu zagrażającym życiu, a jednocześnie cytuje statystyki, gdzie do kategorii otyłych kwalifikują się ludzie których nie przyszło by ci do głowy takim słowem opisać na ulicy i to tworzy fałszywy obraz sytuacji.
Np. ja przy moim wzroście 170 cm i wadze 75 kg miałbym już NAWAGĘ (BMI>25) a przy 87 kg byłbym już OTYŁY (BMI>30) i oczywiście badający mnie lekarz będzie widział że wszystko ze mną OK, ale w takiej statystyce już grono ludzi otyłych/z nadwagą.

Co do otyłości w USA to poddawał w wątpliwość skalę "epidemii" (i czy w ogóle to zasługuje na taką nazwę). Społeczeństwo jest statystycznie coraz starsze, co zawsze przekładało się na wzrost średniej wagi (wolniejszy metabolizm i mniejsza aktywność) oraz zmiany rasowe - czarni i latynosi mają większą skłonność do otyłości, to było wiadomo wcześniej, a teraz stanowią większą część populacji niż wcześniej.

Autor wykazywał tu, że większa waga to nie tylko skutek jedzenia większej ilości fastfoodów, ale (przynajmniej po części) zjawisk zaobserwowanych już wcześniej.

Co do kwestii samodyscypliny to rzeczywiście mógł być bardziej jednoznaczny i nie umniejszać tak znaczenia bilansu kalorycznego na początku filmu, to prawda. Z jednej strony mówi że otyłość to po części wina przestrzegania oficjanych zaleceń (za dużo węglowodanów w diecie), a w podsumowaniu pokazuje że z innymi nawykami można panować nad jedzeniem, a przez to nad swoją wagą i że koniec końców "wszystko w twoich rękach, widzu". Ale mógł to ująć w nieco inny sposób, że by nie brzmiało to jak osąd sprzeczny z wcześniejszymi argumentami.

Co do jego niskiej wagi i jedzenia płatków w młodości to mówił, że był wtedy dzieciakiem (nieco inny metabolizm) i to BARDZO aktywnym, więc te kalorie spalał. I mówił też wyraźnie że utył po przeprowadzce, bo w nowym miejscu nie miał znajomych więc siedział bezczynnie w domu.


A doktor ze szczurami rzeczywiście to chyba przeoczył :-) ale nie wiem co taki dziko żyjący gryzoń ma w swojej diecie. Świnie, o których wspomniałaś, w końcu po to się karmi zbożami żeby tyły. Czy dziko żyjące osobniki też zjadają aż tyle zbóż?

Tak czy siak, uważam film za dużo lepszy niż wiele innych pseudonaukowych bzdur które widziałem, gdzie wmawia się widzowi, że weganizm/wegetarianizm to remedium na wszelkie zło tego świata (nie neguję jego zalet takiej diety! tylko niektórzy autorzy to jacyś fanatycy). Jest trochę uproszczeń, ale miażdżąca większość z tego co facet mówi pokrywa się z moimi doświadczeniami (zjechałem ze 130 kg do 80 kg, a gdybym ten film widział zanim to zrobiłem poszło by mi znacznie szybciej)

Dziękuję za uwagę. :-)

ocenił(a) film na 2

Chyba jednak nieuważnie oglądałeś ten film. Ja się dokładnie do niego odnoszę, natomiast Ty piszesz ogólnikowo i tak jakbyś nie zauważył większości jego treści jak i potraktował tę całą masę zawartych w nim kłamstw i manipulacji jako niewinne/przypadkowe wpadki do wybaczenia. A przecież jak na niezamierzone wpadki to ta propaganda jest po prostu zbyt nachalna.

Co do wskaźnika BMI to już dawno nie traktuje się go w ten sposób by według niego ściśle ustalać czyjąś otyłość. Jest to po prostu pomocniczy pomiar stosowany dla ogólnej orientacji, jednak poza nim dokonuje się pomiaru np. grubości skóry i tłuszczu na brzuchu - mierząc taką "uszczypniętą fałdkę" i bierze się pod uwagę jak faktycznie wygląda dana osoba, ponieważ mięśnie są dużo cięższe niż tkanka tłuszczowa, więc ta sama osoba może ważyć więcej i być szczuplejsza będąc umięśnioną, niż gdy ma bardzo mało rozwinięte mięśnie, a za to trochę czy sporo tłuszczu. Za istotne uważa się pomiary obwodów talii, ud, ramion. Często rezygnuje się z pomiaru wagi na rzecz pomiarów obwodów. Właściwie to raczej zawsze, czy niemal zawsze, traktowano BMI jedynie dla ogólnej orientacji. Tylko ludzie uprawiający propagandę, jak np. autor filmu, lubią udawać, że niby tylko na tej podstawie ustala się otyłość.

I cokolwiek ktoś by usiłował wmawiać i w co usilnie chciałby wierzyć, to ludzie jednak szybko tyją od tłuszczu, co każdy łatwo może sobie na sobie sprawdzić w krótkim czasie i co też potwierdziła modna swego czasu dieta Kwaśniewskiego, w ramach której przekonywał on, że niby tak zdrowo i również odchudzająco można żyć ograniczając w diecie węglowodany, a jedząc duże ilości tłuszczów zwierzęcych. Wiele osób dzięki tej "cudownej diecie" wylądowało w szpitalach z uszkodzeniami organów wewnętrznych, ponieważ mózg, serce jak i wątroba potrzebują jednak pewnej (i to nie tak małej) ilości węglowodanów do sprawnego funkcjonowania, a ilość zalecana w owej diecie (proporcjonalna do wagi danej osoby) jest w większości przypadków zbyt niska, by te organy to wytrzymały. Ludzie także od tego oczywiście tyli i były też samobójstwa, bo tego rodzaju dieta fatalnie acz bardzo szybko wpływa na układ nerwowy uderzając zwłaszcza w mózg. O ile da się przeżyć ograniczając drastycznie tłuszcze, o tyle analogiczne ograniczenie spożycia węglowodanów jest bardzo niebezpieczne i szybko poczuje się od niego ujemne efekty łącznie ze zgonem.

Co do tłuszczów zwierzęcych - są ok - ale... trzeba wziąć pod uwagę, że w obecnie przemysłowo hodowanych zwierzętach ich otyłość jest wynikiem złego stanu zdrowia. Tłuszcz ze zwierzęcia żyjącego w dobrych warunkach i ogólnie zdrowego to zupełnie co innego niż tłuszcz przerastający mięso zwierząt z przemysłowych hodowli. Kiedy organizm nie jest w stanie wydalić toksyn stosuje mechanizm izolowania ich za pomocą tkanki tłuszczowej (w ten sposób powstaje też celulitis) w związku z czym gdy potem je się tłuszcz takich zwierząt spożywa się owe toksyny (jednym słowem je się najgorsze co można zjeść z takiego zwierzęcia), więc naprawdę nie jest to droga do zdrowia.

Na końcu tego niewydarzonego filmu autor twierdzi, że niby tak wspaniale czuje się napychając smażonym i nie tylko smażonym tłustym jedzeniem. I jeszcze... oczywiście... od tego chudnie... No, wybacz, ale nie kupuję tego, bo znam rzeczywistość.

To tak jak czytałam, że niby "naukowcy odkryli", że Masajowie są dowodem na to, że tłuste jedzenie jest zdrowe, co niby zaobserwowano gdzieś w okolicach lat 70tych, tyle że Masajowie faktycznie przymierali wtedy już od dawna głodem, a ich głównym pożywieniem była mąka kukurydziana rozdzielana im z misji. Do tego mieli oni od dawna w zwyczaju spożywanie dużych ilości cukru (nieznośnie dużych dla białego człowieka), natomiast kozy, które wypasali zabijali bardzo rzadko (z okazji jakiegoś święta typu ślub lub w sytuacji skrajnego głodu kiedy już nie było innego wyjścia, bo zbyt długo nic nie jedli) i trudno uznać, by miały one szansę być tłustymi. Jedynie mleko, którego mieli niewiele można uznać za tłuste, ale tak czy owak w ich diecie było dużo więcej węglowodanów i to prostych niż tłuszczu. W zasadzie paradoksalnie byli przykładem ludności spożywającej zdecydowanie mało tłuszczu. Do tego jeszcze byli bez przerwy na świeżym powietrzu i w ruchu, co oczywiście jest kluczowe zarówno jeśli chodzi o wpływ na zdrowie jak i na wagę. Inny przykład ludzi, którzy podawani są przez fascynatów tłustego jedzenia to Eskimosi. Tyle że to znowu bezsensowny przykład ponieważ ludzie ci jedzą dużo tłuszczu rybiego (mocno się różniącego od tłuszczu zwierząt nie będących rybami) i, przede wszystkim, jest to wszystko tłuszcz ze zwierząt dziko żyjących, czyli o zupełnie innym składzie i innym wpływie niż tłuszcz zwierząt z przemysłowych hodowli. Ponadto ludzie ci są przystosowani do takiej diety, bo nie można przecenić podstawowej zasady, że organizmowi rodzącemu się w danej strefie klimatycznej najlepiej służy jedzenie z tej strefy. W związku z czym np. to, że taki Eskimos nie czułby się raczej najlepiej na diecie złożonej z produktów idealnych dla diety np. Francuza nie jest argumentem na to, że dieta Eskimosa jest zdrowsza dla każdego człowieka żyjącego w każdym klimacie.

Wracając do omawianego filmu - nie odniosłeś się do bezczelnego udawania autora filmu, że węglowodany proste i złożone mają takie samo działanie. W istocie cukier (w sensie takiego białego cukru służącego do słodzenia np. herbaty czy ciasta) to dla organizmu zupełnie co innego niż ziarna zbóż. Organizm kompletnie inaczej reaguje na te substancje. Idiotyzmem jej to jak ten człowiek przedstawił piramidę żywieniową udając, że u jej podstaw są worki z cukrem. Można się tylko zastanawiać czy naprawdę jest aż tak przygłupi, czy jest tak niemoralną, wredną osobą świadomie chcącą ludziom szkodzić.

Kolejna ciekawa kwestia to to, że np. cukier w jabłku, choć jest ono bardzo słodkie i zawiera cukry proste, także ma inny wpływ na organizm niż cukier rafinowany. Generalnie bardzo ważne jest też to jak są różne składniki połączone, ale nie w tak prostym sensie, że czy białko z węglowodanami i tłuszczem (diety oparte na jedzeniu oddzielnie białek, oddzielnie węglowodanów i oddzielnie tłuszczów oczywiście nie mają sensu i wcale nie są zdrowe). Chodzi o to, że przykładowo takie jabłko jest zgrane jako całość i jako całość w pewien sposób działa na organizm, ktory je spożywa, podczas gdy gdyby rozdzielić jego poszczególne składniki i podawać osobno działaby one już inaczej. Tak jest często z ziołami, że niby substancją czynną jest dany składnik, jednak kiedy się go wyekstrachuje z zioła i podaje samodzielnie nie uzyskuje się takiego samego efektu jak gdy podaje się całe np. liście.

A co do kalorii, to przypominam, że jest to także (podobnie jak wskaźnik BMI) jedynie pomocniczy parametr. Podawana wartość kaloryczna jedzenia ustalana jest przez spalanie produktów ogniem, co oczywiście w organizmie ludzkim nie ma miejsca. Liczenie kalorii przy odchudzaniu w pewnym stopniu się sprawdza z tej prostej przyczyny, że tłuszcze są dobrym paliwem (dosłownie - przy dosłownym spalaniu) w związku z czym mają dużo kalorii. Ograniczenie kalorycznych produktów w diecie daje więc automatycznie ograniczenie tłuszczów i dlatego do pewnego stopnia jest to przydatne przy odchudzaniu. Jednak odradzam naiwne myślenie, że kalorie przekładają się na ilość energii jaką będziemy mieć po posiłku, bo absolutnie nie ma takiej korelacji. Natomiast na chudnięcie najbardziej pomaga po prostu ruch, ale koniecznie na świeżym powietrzu. Dlatego często siłownia wielu osobom tak mało pomaga - ruszają się, jednak nie na świeżym powietrzu, natomiast przy odchudzaniu akurat właśnie to jest kluczowe. Dlatego też bardzo dobre są spacery. Nie dlatego, że samo chodzenie jest tak wyjątkowo zdrowe, a dlatego, że robi się to na zewnątrz - na świeżym powietrzu.

Jeszcze co do kwestii otyłości Amerykanów - facet sam sobie przeczy, bo raz twierdzi, że Amerykanie wcale nie są powszechnie otyli, a potem, że jednak są, ale to przez węglowodany, a nie tłuszcze, bo tłuszcze są super i można się nimi bez ograniczeń napychać, a węglowodanów można w ogóle nie jeść.... Wracamy do pytania czy facet jest naprawdę aż tak głupi, czy aż tak niemoralny...

Co do szczurów, to zależy od odmiany szczura. Szczury śniade są wegetarianami i jedzą głównie owoce uwielbiając także nasiona. Szczury wędrowne są wszystkożerne i jedzą też mięso nadal również uwielbiając nasiona i owoce (czyli cukry proste i złożone). Ale mamy też inne gryzonie typu np. myszy, których dieta opiera się na ziarnach.... ale podobno dla ssaków to nienormalne.... cóż....

Swoją drogą w ramach ciekawostki mogę też nadmienić, że niektórzy lubią się wymądrzać co do tego, że mleko i produkty zeń typu biały ser jest ok tylko dla ssaków no bo tylko ssaki wytwarzają mleko. Fakty jednak są takie, że dla części ptaków biały ser jest bardzo dobrym pożywieniem. Wrony, szczególnie kiedy mają młode (ale nie tylko), zaleca się dokarmiać tłustym białym serem. Młode jeżyki - ptaszki mylone często z jaskółkami, mimo że w naturze żywią się owadami, jeśli zachodzi potrzeba ich karmienia, bo np. wypadły z gniazda, fachowo zaleca się karmić kulkami z białego sera. To jest dla nich najlepsze pożywienie zastępcze (nie owady). Tak więc wcale nie ma jakichś takich prostych zasad, że skoro zwierzę nie jest ssakiem, to nie strawi mleka czy białego sera. O żółtym serze tu nie piszę, bo jest on bardzo inny od mleka i białego sera i między tymi produktami jest duża przepaść co do ich struktury, składu chemicznego i co za tym idzie działania. I tak samo, oczywiście, nie ma wcale takich idiotycznych zasad, że niby wszystkie ssaki czegoś tam nie jedzą albo coś tam jedzą, bo to ssaki.

Ten film to masakra. I nie chodzi o uproszczenia tylko o bezczelne mega nachalne propagowanie kłamstw i szkodzenie ludziom, którzy w nie uwierzą.
W "Super Size Me" są uproszczenia, ale przynajmniej nie ma kłamstw i jest szereg celnych obserwacji. Autor "Fat Head" nie umiał nawet niekłamliwie odnieść się do "Super Size Me". Wyszydza tamten film, ale robi to tak nieudolnie, że sam wychodzi na zdesperowanego idiotę. Jedynym realnym wytłumaczeniem jego chamskich przygłupich ataków jest bycie opłacanym przez McDonalda lub/i chęć podlizania się ludziom lubiącym się najeść śmieciowego żarcia i wierzyć w to, że niby są mądrzy, bo... autor filmu mówi im, że wierzy, że są mądrzy :))

I jasne, że pojawia się w tym całym nielogicznym chaosie parę prawd typu kwestie odnośnie indeksu glikemicznego czy samo to, że jak się zacznie dużo spacerować to prawie na pewno się schudnie i polepszy stan zdrowia, ale dodanie tych paru prawd nie sprawi nagle, że cała masa kłamstw przestanie być kłamstwami.

A tak swoją drogą, to poza jakimiś nawiedzonymi wynurzeniami ludzi na youtubie w postaci amatorskich filmików, to nie widziałam jeszcze żadnego filmu, w którym wmawiano by widzom, że wegetarianizm lub weganizm to remedium na wszelkie zło. Osobiście nie mam nic przeciwko niejedzeniu mięsa, ale trzeba dobrze wiedzieć jak się odżywiać, żeby mięsa nie jeść jak i jest to dosyć kosztowne, a i tak nadal nie dla każdej osoby zdrowe, tak więc irytują mnie ludzie udający, że jest to takie łatwe, świetne i bezpieczne dla każdego. Irytuje mnie też mylenie makrobiotyki z wegetarianizmem, ale to mogę zrozumieć, bo mało jest źródeł umiejętnie tłumaczących czym jest makrobiotyka (często właśnie ludzie, i to nawet będący dietetykami, myślą, że to wegetarianizm, tak więc ręce opadają). Ale tak czy owak nie widziałam żadnego filmu nie amatorskiego chwalącego wegetarianizm, więc trochę się dziwię skąd wziąłeś te wiele filmów propagujących niejedzenie mięsa.

Eleonora

Wiem że to 4 lata temu ale w tym komentarzu jest jeden błąd
To nie referat czy wypracowanie - ma to być krótkie i treściwe. Nawet jeżeli masz racje to jest to taka ściana tekstu że człowiek niezainteresowany odpuści bo znudzi się

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones