„Lincz” to debiut Krzysztofa Łukaszewicza, dziennikarza i filmowca, który swoją przygodę z filmem rozpoczął na planie „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana. Ma w swoim dorobku ponad 20 filmów, przy których pracował jako asystent reżysera lub II reżyser (pracował na planie Jerzego Hoffmana, Jerzego Kawalerowicza oraz Ryszarda Bugajskiego) oraz kilkanaście odcinków seriali telewizyjnych. Jest także współautorem scenariusza filmu „Generał Nil” oraz autorem książek „Sto dni Hoffmana” – o realizacji „Ogniem i mieczem” oraz „Igrzysko Kawalerowicza” – o pracy nad „Quo vadis”. Nagrodzony Grand Prix „Wielkim Jantarem” Koszalińskiego Festiwalu Debiutów „Młodzi i Film” w 2010 roku, nagrodą za debiut aktorski dla Leszka Lichoty na tym samym festiwalu, a także Nagrodą Specjalną Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Filmowej „Prowincjonalia” we Wrześni (2011) należy do najciekawszych polskich filmów sezonu. Nie tylko ze względu na uzyskane nagrody, ale – przede wszystkim - dzięki swojej tematyce. Łukaszewicz podejmuje głośny temat linczu we Włodowie, który wstrząsnął opinią publiczną w lipcu 2005 roku. Wtedy to mieszkańcy mazurskiej wioski, nie mogąc liczyć na pomoc organów ścigania, wzięli sprawiedliwość w swoje ręce i rozprawili się z terroryzującym okoliczną ludność recydywistą. Sprawa długo nie schodziła z pierwszych stron gazet: najpierw tematem reportaży było samo drastyczne wydarzenie, potem śledztwo, kolejne procesy sądowe, wreszcie wszczęta przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego procedura ułaskawiająca. „Lincz” Łukaszewicza nie tylko pod względem tematyki nawiązuje do głośnego filmu Krzysztofa Krauzego „Dług” (1999). Tamten film opowiadał historię o dwóch młodych biznesmenach, którzy dali się wciągnąć drobnemu gangsterowi w spiralę fikcyjnego długu: jedynym sposobem ucieczki przed szantażem okazało się zamordowanie bandyty i jego wspólnika. Oba utwory koncentrują się na bohaterach, którzy stają się zakładnikami określonej sytuacji społeczno-prawnej: kiedy określone czynniki pozostają bierne wobec skarg obywateli, jedynym skutecznym działaniem pozostaje przekroczenie granic obrony koniecznej. Jeśli skutkiem tego jest śmierć prześladowcy, praworządny obywatel staje się zbrodniarzem i musi stanąć przed sądem, by odpowiedzieć za swoje czyny. Zbrodnia bowiem pozostaje zbrodnią, niezależnie od okoliczności, w jakich została popełniona. Czy jednak człowiek postawiony w sytuacji ostatecznej nie zasługuje przed sądem na szczególne traktowanie? Ale czy takie działanie, zgodne ze społecznym poczuciem sprawiedliwości, jest do zaakceptowania przez wymiar sprawiedliwości? Pamiętne pytanie z „Długu”, będące w istocie pytaniem o kondycję państwa, które zakłada dążenie do ideału „państwa prawa”, powraca w „Linczu”. Pytanie tym bardziej wymowne, że premiery obu utworów dzieli kilkanaście lat. Na „Lincz” należy też spojrzeć jak na film o ludzkiej godności: wartości należnej każdemu człowiekowi. Także temu, który żyjąc w nędzy w wielkim mieście czy na skraju ubóstwa na zapomnianej wsi, swoim zachowaniem odbiega od społecznej normy. Za jej naruszenie musi być kara. Czasem nawet tak okrutna jak we Włodowie, ale jakże adekwatna do czynu. Warto przy tym pamiętać, że gdyby nie próbowano tej godności odbierać nie tylko ofiarom recydywisty, ale i sprawcom desperackiego czynu, sprawy mazurskiego linczu by nie było. Albo wzbudziłaby znacznie mniejsze emocje. Kiedy Krzysztof Łukaszewicz wiosną 2010 roku przystępował do realizacji swego filmu, w swej eksplikacji reżyserskiej zapisał: „Ten film wypełnić powinien przede wszystkim swojego rodzaju misję społeczno-dydaktyczną. Wywrzeć na tyle mocne wrażenie, aby przedstawione w nim strony dostrzegły swoje błędy i zaniedbania prowadzące do tragedii ludzi, za którymi nie stoją już żaden paragraf w prawie ani żadna instytucja”. Czy udało się osiągnąć zamierzone cele? Koszalińskie nagrody dowodzą, że tak. Warto więc przyjrzeć się środkom, jakimi posłużył się reżyser – od precyzji scenariusza i dokumentalizmu zdarzeń po kapitalne kreacje znanych i popularnych aktorów, którzy – jak choćby Izabela Kuna – zdecydowali się zagrać w wyraźnej kontrze do swego dotychczasowego emploi, ryzykując – jak w przypadku Wiesława Komasy, grającego niebezpiecznego dla sąsiadów recydywistę – całą sympatię swoich widzów, ale i renomę doświadczonego nauczyciela sztuki aktorskiej.
FAKTY
Dnia 1 lipca 2005 roku we Włodowie, wiosce leżącej około 35 km od Olsztyna, znaleziono ciało Józefa C., lat 60, z oznakami ciężkiego pobicia. Józef C., który spędził 34 lata w zakładach karnych, terroryzował mieszkańców okolicznych wsi, grożąc pobiciem i szantażując starsze kobiety. Został pobity przez pięciu mężczyzn po sprowokowanym przez siebie zajściu w jednym z gospodarstw. Wieczorem policja znalazła go martwego w pobliskim zagajniku. Po dwóch dniach śledztwa aresztowano pięciu mężczyzn - braci Tomasza, Mirosława i Krzysztofa W., Rafała W., Stanisława M. oraz Wiesława K. Braciom W. prokurator postawił zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i zażądał wyroku 10 lat więzienia, Rafał W. został oskarżony o pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia (wyrok do 1 roku więzienia), zaś na Stanisławie M. i Wiesławie K. ciążyło oskarżenie o zbezczeszczenie zwłok i żądanie wyroku 6 miesięcy więzienia. Po interwencji ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobro, w dniu 7 listopada 2005 roku oskarżeni zostali zwolnieni z aresztu. 23 października 2007 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie skazał braci W. na karę 2 lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na trzy lata, Rafał W. został skazany na rok więzienia z zawieszeniem na trzy lata, zaś Stanisław M. i Wiesław K. na sześć miesięcy z zawieszeniem na trzy lata. Prokurator zaskarżył wyrok, niezgadzając się z klasyfikacją czynu i wysokością kary. 27 marca 2008 roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku uchylił wyrok I instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia, dostrzegając błędy w ustaleniach faktów, m.in. miejsca znalezienia zwłok i stanu zmarłego po pobiciu przez braci. 15 stycznia 2009 roku Sąd Okręgowy w Olsztynie po ponownym procesie wydał następujące wyroki: bracia Krzysztof, Mirosław i Tomasz W., otrzymali kary 4 lat pozbawienia wolności za zabójstwo (przy zastosowaniu nadzwyczajnego złagodzenia kary); Rafał W. został skazany na rok więzienia z warunkowym zawieszeniem za udział w pobiciu; Stanisław M. i Wiesław K. otrzymali po 6 miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem za zbezczeszczenie zwłok. 19 czerwca 2009 roku Sąd Apelacyjny utrzymał ten wyrok. 18 grudnia 2009 roku prezydent Lech Kaczyński podpisał akt łaski wobec braci W. skazanych za zabójstwo, ustanawiając dla każdego 10-letni okres próby. 1 września 2010 Sąd Najwyższy oddalił kasacje obrońców skazanych, którzy wnosili o przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania przez sąd I instancji. 17 marca 2006 roku Sąd Rejonowy w Olsztynie uznał dwóch policjantów z Dobrego Miasta winnymi niedopełniania obowiązków służbowych. Jeden z nich nie przyjął zgłoszenia o przestępstwie składanego przez Tomasza W., ranionego nożem przez Józefa C. Drugi nie wysłał patrolu policji do Włodowa, mimo telefonicznego zgłoszenia o niebezpiecznym zachowaniu recydywisty. Pierwszy został skazany na rok, drugi na 10 miesięcy więzienia z zawieszeniem na 3 lata. Obaj zostali usunięci ze służby.
WYWIAD Z KRZYSZTOFEM ŁUKASZEWICZEM, REŻYSEREM
- Lincz we Włodowie to jedna z tych głośnych spraw, na których temat każdy ma swoje zdanie, choć mało kto wnika, co było jej przyczyną. Pański film przypomina głośny „Dług” Krzysztofa Krauzego – w obu chodzi o konsekwencje przekroczenia granic obrony koniecznej. - Jeżeli „Dług” był inspiracją, to przede wszystkim w sposobie budowania bohatera negatywnego, jakim jest Zaranek w wykonaniu Wiesława Komasy. Widząc Andrzeja Chyrę jako Gerarda, który domaga się spłaty fikcyjnego długu, widzowi dość łatwo przychodziło identyfikować się przeciw niemu. To są te skrajne emocje, które, wywołane w widzu sprawiają, że film się zapamiętuje. Tu ciekawostka - podczas pokazu na festiwalu w Kijowie, podczas sceny linczowania Zaranka, widzowie ukraińscy bili brawo. - Oba filmy, „Lincz” i „Dług”, mówią o słabości państwa, które nie potrafi zapewnić obywatelowi właściwej ochrony. Wydaje mi się jednak, że Krzysztof Krauze dążył na nakreślenia metafory, pan natomiast dąży do dokumentalnego wręcz zapisu rzeczywistości. - Na pewno ważne było wierne odtworzenie okoliczności, poprzedzających lincz we Włodowie, po to aby potraktować temat w sposób uczciwy. Dlatego rozmawiałem z uczestnikami zdarzeń, a także wertowałem akta sprawy. Punktem wyjścia była rekonstrukcja zdarzeń, ale w trakcie pisania scenariusza dostrzegłem inne kluczowe okoliczności. Lincz we Włodowie obnaża bowiem wstydliwe zjawisko, charakterystyczne nie tylko dla naszego społeczeństwa. Chodzi o sytuację, kiedy człowiek ze wsi zwraca się do nas, ludzi z miasta, z prośbą o pomoc. Niby jesteśmy gotowi go wysłuchać, ale nie mamy do tego dość cierpliwości, drażni nas jego ubiór, zapach, czasem odór alkoholu. Do tego ludzie ze wsi wydają się nam niedouczeni, niedzisiejsi, nieobyci. I szybko się od nich uwalniamy, otwierając okno, by po nich, w przenośni „wywietrzyć”. W tym grzechu zaniechania mieszkańców miast wobec wsi widzę przyzwolenie na zachodzące tam patologie. Ludzie ze wsi nie chcą zgłosić na policji czy w opiece społecznej, że sąsiad molestuje swoje dziecko, bo boją się, że nikt im nie uwierzy. A barierę komunikacyjną pogłębia dodatkowo respekt do urzędu, instytucji państwowej – dla wsi to środowisko znacznie bardziej obce niż dla ludzi z miasta. I to zjawisko, ukazane w „Linczu” wypada uznać za nadrzędne. Kiedy poszkodowany w bójce mężczyzna zgłasza się na policję, zamiast go wysłuchać, dyżurny każe mu wypełnić plik papierów, kiedy bohaterka zgłasza się do lekarza z prośbą o obdukcję, ten zbywa ją, bo czuje od niej alkohol. Nie zakłada, że napiła się, aby odreagować stres po napadzie recydywisty. O tym opowiada „Lincz”. - Lincz we Włodowie i jego konsekwencje był swego czasu gorącym tematem medialnym, dziś jednak trudno znaleźć materiał, który uporządkowałby wszystkie aspekty tej sprawy. Dopiero pański film uzmysławia grozę tamtej sytuacji. - Dzięki kreacji Wiesława Komasy udało się nam spersonifikować zło. - To autentycznie wybitna kreacja. - Już w trakcie pisania scenariusza zakładałem, że to właśnie on zagra Zaranka. Szczęśliwie nie odmówił, ale i tak przygotowanie roli zabrało nam sporo czasu. To taka postać, której odtworzenie wymaga odcięcia się niemal od wszystkiego, co tkwi głęboko w aktorze jako człowieku. Sam Komasa miał zresztą obawy, czy potrafi wydobyć z siebie te pokłady bestialstwa „na zimno”. Dlatego tak ważne było dla niego wsparcie ze strony partnerów, zwłaszcza pani Mirosławy Maludzińskiej, która zagrała jedną z jego ofiar. Ta scena wymagała dużej precyzji, budowy, spojrzenie po spojrzeniu, gest po geście… - Cały zespół aktorski zasługuje na wyrazy uznania... - Najtrudniejsze było idealne odtworzenie bohaterów, należących do świata wsi. Aktorzy zazwyczaj mieszkają w wielkich miastach i najczęściej grywają w serialach bohaterów z wielkich miast. Trzeba było ich szczególnie przygotować do zmiany emploi. Chodziło o to, by zaczęli mówić nie do końca czystą polszczyzną, łamiąc intonację i szyk zdania, by w ten sposób zbliżyli się do postaci żywcem wyjętych z prowincji. Zastanawialiśmy się z Wiesławem Komasą, wykładowcą sztuki aktorskiej, co zrobić, żeby to wszystko zabrzmiało bardziej po „wiejsku”. Próbowaliśmy przez chwilę nawet gwary, ale to wypadało sztucznie. Aktor zaczął więc łamać akcent, szyk zdań, dołożył do głosu nieco chrypliwości i w końcu osiągnęliśmy pożądany efekt. Okazało się, że aby uzyskać wiarygodność, trzeba było sięgnąć po kilka technik raczej „antyaktorskich” niż scenicznych - nie recytować, ale mówić pod nosem, ustawiać się trochę bokiem, trochę tyłem, nie wprost, patrzeć w bok, unikać spojrzeń. A do wymowy i specyficznego akcentowania dochodził jeszcze sposób poruszania, co najbardziej widać w nerwowym, nieregularnym chodzie Izy Kuny, która genialnie łamała dialogi i tak już napisane jako „złamane”, z przestawnym szykiem, arytmią interpunkcji… - „Lincz” jest poruszającą historią, naznaczoną specyfiką miejsca. - Zależało mi, by nadać tej historii walor uniwersalny. Wiemy, jak wygląda polska wieś, zdecydowaliśmy się na zdjęcia na autentycznej mazurskiej wsi, we wnętrzach naturalnych, włożyliśmy wiele wysiłku, by usunąć ze świadomości aktorów wielkomiejskie nawyki. Najważniejsze jednak, że ta historia mogła się wydarzyć praktycznie wszędzie. Bo cywilizacyjne zacofanie wsi to nie tylko polska specyfika. Dopóki prowincja będzie cywilizacyjnie odstawać od miasta, zostanie pozostawiona sama sobie z tymi patologiami. Do tego dochodzi kwestia braku edukacji, barier komunikacyjnych, nie tylko w sensie rzeczowym, ale też psychologicznym. Warto spojrzeć na prowincję z tego punktu widzenia. Ludzie ze wsi, pozostawieni sami sobie, będą podejmować zupełnie inne decyzje niż ludzie z miasta, bo ich postrzeganie rzeczywistości jest bardziej ambiwalentne. Nie ma miejsca na relatywizm, dobro jest dobrem, zło złem. I te decyzje, podejmowane w sytuacjach skrajnych mają często drastyczny wymiar. Niepojęty dla ludzi z wielkich miast. W podsumowaniu - „Lincz” traktuje o grzechu zaniechania. Zaniechania cywilizacyjnego obowiązku dbania miasta o wieś, co sprowadza się do faktycznego pozostawienia tej wsi samej sobie i przyzwolenia na patologie, jakie rodzą się na prowincji.
AKTORZY
LESZEK LICHOTA (ADAM GRAD) Ur. 17 VIII 1977 roku w Wałbrzychu. Absolwent Akademii Teatralnej w Warszawie (2002), od tego samego roku związany z Teatrem Polskim w Poznaniu. W 2004 roku laureat Nagrody Artystycznej Poznania w dziedzinie teatru, w 2010 laureat nagrody aktorskiej na Koszalińskim Festiwalu Debiutów „Młodzi i Film” za rolę w filmie „Lincz”. WIESŁAW KOMASA (ZARANEK) Ur. 15 I 1949 w Wiśniczu k. Bochni. Aktor i reżyser teatralny, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie. Absolwent PWST w Krakowie (1971), w tym samym roku zadebiutował na scenie. Związany ze scenami Kalisza, Poznania i Warszawy, występuje gościnnie na scenach stałych i impresaryjnych, m.in. w Teatrze Narodowym. Laureat licznych nagród teatralnych, także za pracę pedagogiczną. Na ekranie zadebiutował w 1975. IZABELA KUNA (JADWIGA SŁOTA) Ur. 25 XI 1970 w Tomaszowie Mazowieckim. Absolwentka Wydziału Aktorskiego PWSFTViT (1993). Na scenie wystąpiła pierwszy raz w 1991 w łódzkim Teatrze im. Jaracza, od 1993 związana z Teatrem Polskim w Warszawie. Na ekranie zadebiutowała w 1994 roku, w 2010 została wydana powieść jej autorstwa pt. „Klara”.
EKIPA
KRZYSZTOF ŁUKASZEWICZ (Scenariusz i reżyseria) Ur. 29 II 1976 w Szczecinie. Absolwent studiów ekonomicznych (2000) i dziennikarskich (2004), związany z kinematografią od 1997 roku jako asystent reżysera i II reżyser, a także reżyser odcinków seriali (od 2004) i scenarzysta. Nominowany do Orła – Polskiej Nagrody Filmowej – za scenariusz do filmu „Generał Nil” (2009), laureat Grand Prix Wielki Jantar na Koszalińskim Festiwalu Debiutów „Młodzi i Film” za film „Lincz” (2010), który jest jego kinowym debiutem reżyserskim. WITOLD STOK (ZDJĘCIA) Ur. 14 VI 1946 w Trani (Włochy). Operator, absolwent Wydziału Operatorskiego łódzkiej PWSFTViT (1969). Laureat nagrody za zdjęcia do filmu „W biały dzień” na FPFF w Gdańsku (1981), później wyemigrował do Wlk. Brytanii. W 1995 zdobył Nagrodę BAFTA za zdjęcia do filmu tv „The Rector’s Wife”. Od 2009 roku ponownie pracuje w Polsce.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.